14 sierpnia o 18.30 w Tatrzańskim Barze Mlecznym odbędzie się multimedialna prezentacja uczcząca 90. rocznicę śmierci Bartusia Obrochty. O górach i ceprach w dawnym Zakopanem opowie Adam Kitkowski a gościem specjalnym będzie wnuk Bartusia – skrzypek Józef Obrochta.
Bartłomiej Obrochta urodził się 15 sierpnia 1850r. w Zakopanem. Pochodził ze znanego rodu góralskiego, obok Gąsieniców, Krzeptowskich, Bachledów, Galiców, Marusarzy, który żyje pod Tatrami od wielu pokoleń. Był synem Jakuba i Agnieszki. Rodzice mieli młyn przy górnych Krupówkach (dzisiaj ani młyn, ani dom nie istnieją). Bartłomiej ukończył dwuletnią Szkołę Ludową w Zakopanem i od najmłodszych lat uczył się gry na skrzypcach u znanych ówcześnie muzykantów: Jędrzeja Kowala z Kotelnicy i Szymka Krzysia z Kościelisk.
Jako kilkunastoletni chłopiec przez kilka okresów letnich wypasał owce na halach (np. w Dolinie Białego). Natomiast zimą grywał na weselach i zabawach stając się coraz bardziej wziętym muzykantem. Jednego lata usłyszał granie Bartka ostatni sławny zbójnik tatrzański Wojtek Mateja. Tak mu się spodobała ta muzyka, że zabierał często całą kapelę w góry np. na Skupniów Upłaz, Czerwone Wierchy, aby tam grała zbójnikom. Ten czas niewątpliwie wpłynął na kształt stylu gry Obrochty. Była to już muzyka góralska tętniąca żywiołowością, tężyzną, ale i mistrzowsko wykonywana, zespolona z pełnym czaru światem tatrzańskim – granitowymi turniami, szumiącymi potokami, strzelistymi świerkami.
„Zahucały góry, zahucały lasy
Kany sie podziały starodawne casy?”
Góral ten pamiętał jeszcze dni w Tatrach przed Tytusem Chałubińskim i stał się muzyczną arką przymierza między dawnymi, a młodszymi czasy. Chyba nie popełnimy błędu, jeśli Obrochtę – skrzypka postawimy ponad Janem Krzeptowskim – Sabałą, który przede wszystkim był wspaniałym gawędziarzem, a grą na gęślach niejako wtórował swym opowieściom, jakby głównej melodii. Natomiast Bartłomiej Obrochta, grający już nie na gęślach, lecz na skrzypcach wygrywał prawdziwie duszę Tatr, ludu i starodawnych czasów, a jednocześnie potrafił sam „tworzyć” nowe, ciekawe wersje tej dawnej podhalańskiej muzyki.
Był on upartym konserwatystą, stroniącym od wszystkiego co nie łączyło go z młodością, był wiernym uczniem starszych muzykantów, którzy uczyli go również żyć w Tatrach po swojemu (jak żyli Sabała, Mateja, Nowobilski), a więc według tradycyjnych zwyczajów.. Wystarczyło patrzeć na jego oczy podczas gry, aby się przekonać, że tonie myślami w świecie, z którego ani śladu nie pozostało w Zakopanem i okolicy już w latach międzywojennych. Jego konserwatyzm przejawiał się również w stroju, sposobie noszenia się, a nawet w wąsach.
Zdaniem Stanisława Mierczyńskiego, muzykologa i przyjaciela rodziny Obrochtów, Bartuś jak go zazwyczaj nazywano potrafił zachować nie tylko przekazane mu staroświeckie nuty, lecz dzięki talentowi i głębokiemu umiłowaniu ich wzbogacił je zachowując przy tym nieskazitelną czystość charakteru i stylu dawnej podhalańskiej muzyki. Ponadto „urabianiem” na kapelę góralską melodii śpiewanych powiększył on znacznie ilość tych „nut”. Był więc współtwórcą większości melodii podhalańskich granych przez kapelę.
Z drugiej strony ten mieszkaniec Skalnego Podhala to jak najbardziej człowiek współczesny, by nie powiedzieć modernistyczny. Chętnie jako artysta przebywał z „panami”- Chałubińskim, Kossakiem, Paderewskim, Witkiewiczem, Prusem, czy Szymanowskim – grywał dla nich, bawił gadkami, chodził w góry, bywał z nimi na weselach. Obrochta miał z pewnością daleko wyższą kulturę niż wielu górali, czy „ceprów”, a jednak umiał uchronić się od wszystkiego, co w muzyce góralskiej da się rozpoznać jako coś obcego. Za to go ceniono i szanowano wśród swoich i obcych. Muzykolog Jan Kleczyński słusznie mu nadał tytuł „rapsoda góralskiego”.
„Syćkie wirchy przeseł, syćkie przewandrował,
Przyseł do Morskiego, tam se zanocował.”
Bartuś miał dwóch starszych braci – Józefa i Andrzeja, młodszego brata – Jana oraz siostrę.
Jan był cenionym budorzem, m. in. zbudował willę Pepitę (dziś stoi w tym miejscu Palace), willę Turnię (dom przy ul. Kościuszki popadł w ruinę); dom Obrochtówkę i był współwykonawcą willi Pod Jedlami.
Bartłomiej Obrochta ożenił się z Agnieszką Galicą. Przez jakiś czas młodzi mieszkali w Zakopanem, ale później przenieśli się do Kościeliska i do końca życia „siedzieli” w Polanach (dom ich już nie istnieje). Z tego małżeństwa urodziło się pięciu synów – Jan, Stanisław, Józef, Władysław, Kazimierz i trzy córki – Helena, Agnieszka, Marianna.
„Kiedy jo se zagrom na pośród polany,
Teloby zagrały w kościele organy.”
Znaczącym wydarzeniem w życiu Obrochty była znajomość z doktorem Tytusem Chałubińskim. W latach 1876 – 1888 uczestniczył Bartuś w wielu wycieczkach górskich „króla Tatr” jako muzykant i przewodnik (przewodnikiem II klasy został przed 1882, a awans na przewodnika I klasy otrzymał przed 1892). On to, a nie Sabała był ulubionym skrzypkiem lekarza z Warszawy. Na jednym ze wspólnych biwaków ustalony został układ tańca zbójnickiego. Chodził on po górach także z innymi góralami – Klimkiem Bachledą, Wojtkiem Rojem, Szymkiem Tatarem.
Razem z Ludwikiem Chałubińskim (synem Tytusa) i Wojciechem Rojem próbował Obrochta wejść na nie zdobyty wówczas Ganek (przed 1880), a cztery lata później był głównym przewodnikiem Jana Grzegorzewskiego, podróżnika i orientalisty, przy pierwszym zimowym przejściu przez Zawrat do Morskiego Oka.
Jakiś czas Bartuś Obrochta był strażnikiem Towarzystwa Tatrzańskiego od ochrony kozic i świstaków, a także pracował przy budowie ścieżek turystycznych w górach, np. z Maciejem Sieczką umieścił pierwsze klamry na drodze z Wagi przez Pazdury na Wysoką, a wspólnie z synami – Janem i Stanisławem oraz Janem Gadeją, budował ścieżki na Zawrat i Szpiglasową Przełęcz. W Tatrach nazwano jego imieniem: Bartkową Turnię i Bartkową Przełączkę ( w zachodniej grani Małego Ganku). Bartuś w 1894r., za namową wspomnianego Jana Grzegorzewskiego, założyciela i redaktora czasopisma „Goniec Tatrzański”, figurował jako wydawca (oczywiście formalnie!).
„Zarosły chodnicki drobnemi smreckami,
Którędy ja chodził z temi owieckami.”
Ten „rapsod góralski” w 1890r. z góralami i służbą leśną hrabiego Władysława Zamoyskiego bronił przed Węgrami Morskie Oko, które chcieli zagarnąć zbrojnie; za co przez 12 lat zakazano mu przechodzić na węgierską stronę Tatr. Z kolei w roku 1897 wyjechał po raz pierwszy do Warszawy, gdzie udzielał objaśnień i przygrywał ze swoją kapelą na „Panoramie Tatr” (największy polski obraz olejny). Później jeszcze kilkakrotnie odwiedzał stolicę. Obrochta aktywnie również włączył się w akcje plebiscytową na Górnym Śląsku, występując ze swoją kapelą. Przywiózł stamtąd kilka śląskich melodii, które czasem grywał w Zakopanem, ale bez przekonania.
„Serce moje serce na poły sie dzieli,
Jedna strona płace, druga sie weseli.”
Ważnymi postaciami w życiu Obrochty byli: literat Jerzy M. Rytard i kompozytor Karol Szymanowski. Obaj często bywali tam gdzie grywała kapela Bartusia, czy to wesela, czy dom Obrochtów na Małym Żywczańskiem, czy uroczystości oficjalne. Pierwszemu z nich grał Bartuś na jego weselu z Heleną Roj – Gąsienicą, gdzie najważniejszym drużbą był Szymanowski. Rytard zorganizował w czerwcu 1925r. wyjazd górali z Podhala do Paryża z okazji Międzynarodowej Wystawy Sztuki Dekoracyjnej. Bartuś ze swoją kapelą grał tam w Polskim Pawilonie.
Szymanowski cenił Bartusia jako muzyka i człowieka, z wzajemnością zresztą. Pod wpływem tej muzyki i tańców góralskich stworzył wkrótce balet „Harnasie”. Kompozytor w artykule o muzyce góralskiej pisze tak: (…) coraz więcej słyszy się na weselach obrzydłych walczyków, polek, niemożliwych wprost do zniesienia w wykonaniu góralskiej kapeli, niejeden z młodych chłopców zatańczył by już i shimmy, płaska zaś „dólska’ nuta uporczywie i wytrwale stara się wyrugować prawdziwne – wytyczne niemal w swym archaicznym wyrazie „wirchowe”, „sabałowe”, „ozwodne”, które w nietkniętej, tradycyjnej formie przechowuje jak skarb bezcenny jedyny dziś duchowy spadkobierca i dziedzic Sabały- stary Bartek Obrochta z Kościelisk.
Zainteresowanie muzyką nie ograniczało się u Obrochty jedynie do muzyki góralskiej. Często przysłuchiwał się on muzyce klasycznej (np. Paderewskiego, Barcewicza), wypowiadając trafne uwagi o wartości, charakterze utworu oraz interpretacji wykonawców. Po śmierci „rapsoda góralskiego” Szymanowski z wdzięcznością przyjął funkcję przewodniczącego komitetu budowy pomnika Bartusia Obrochty; niestety nie doszło do realizacji tego pomysłu. Może warto do tej idei wrócić lub postawić pomnik obu artystom, np. obok Atmy?, a może należy przenieść grób Obrochty na Stary Cmentarz w Zakopanem?
„A dyć mi zagrojcie jaworowe deski,
Niech se potańcujom Janickowe nozki.”
Bartłomiej Obrochta dwukrotnie prowadził schronisko w Starej Roztoce. Pierwszy raz było to w latach 1890 – 1895, a drugi raz w czasie pierwszej wojny światowej. Był to czas kiedy jego synowie poszli na wojnę i Bartuś z tęsknoty wolał być w górach, niż w rodzinnym domu. Później prowadził schronisko jego syn Jan.
Ten „rapsod góralski” zakończył swój koncert dla świata i żywot górala poczciwego z 30 kwietnia na 1 maja 1926r. na ścieżce pod reglami, tak jak sobie wymarzył – bliżej Tatr niż zakopiańskiego gwaru. Dziś w tym miejscu stoi drewniana kapliczka, wykonana przez Wojciecha Kukuca, potomka słynnego Bartusia.
„Regle się zieleniom, owiecki w dolinie,
Co mi Bóg obiecoł to się mi nie minie.”
Dzieło muzyczne i przewodnickie Bartłomieja Obrochty podjęli jego synowie – Jan i Józef. Muzykantami byli również potomkowie Jana – Władysław i Stanisław, a także synowie Heleny, córki Bartusia – Jan, Andrzej i Władysław. Warto wspomnieć, iż wnukowie Heleny, Władysław i Stanisław to wzięci malarze. Jan z synami grywał każdego roku, w lutym pod Małym Kościelcem w rocznicę tragicznej śmierci Mieczysława Karłowicza. Kapela Obrochtów grała w 1937 roku w Krakowie na pogrzebie Karola Szymanowskiego. Posiady i wspólne muzykowanie odbywały się zarówno w domu Jana Obrochty (jeszcze z Bartusiem), jak i w domu Gąsieniców – Sieczków na Małym Żywczańskiem (oba domy stoją tam do dziś).
Syn Józefa, też Józef , ostatni żyjący wnuk Bartusia i jego syn Andrzej grali Janowi Pawłowi II w 1997r. na Krzeptówkach i w Watykanie. Dobrze zapowiadającym się skrzypkiem jest również Bartek Obrochta, syn Andrzeja, który zdobył już liczne laury na ogólnopolskich konkursach.