Dylemat społeczny

Chce się podzielić moją refleksją, oraz zachęcić do obejrzenia dokumentu pt. „The Social Dilemma” („Dylemat społeczny”) w reżyserii Jeffa Orlowskiego. Uważam, że film powinien być emitowany młodzieży w szkołach. W zasadzie każdy z nas powinien go obejrzeć; każdy, który korzysta z mediów społecznościowych.

Jestem w Tatrach. Wiosenna skitura smakuje wybornie, jest formą medytacji,  modlitwy, zatopienia się w sobie.

Uwielbiam zdanie zaczerpnięte z filozofii zen: „To nie ja jestem na świecie, to świat jest we mnie”.

Wszystko czego doznaję, widzę, czuję, obserwuję, to piękno świata. Jest w nim biel i fiolet śniegów, lazurowe niebo, po którym niespiesznie płyną żaglowce obłoków, jest szorstka i ciepła, wapienna skała, są tropy dzikich zwierząt. Wszystko dzieje się w rzeczywistym czasie. Oczami wyobraźni widzę już szczyt. Pcha mnie do góry i napędza pompa o nazwie: serce. Rozprowadza w sieci ciała uzależniające endorfiny, zbudowane z fuzji szczęścia, poczucia wolności, kreacji. Z każdym krokiem, z każdym oddechem. Rysuje swoją linię na podejściu, a niedługo pozwolę grawitacji uskrzydlić mnie podczas zjazdu.

Myśli szybują swobodnie, a w wypoczętej głowie pulsuje zdanie: „Życie to nie zawody, ale podróż, w której delektujesz się każdym krokiem. Przeszłość jest historią, jutro jest tajemnicą, a dzisiejszy dzień to dar”. Wracam z gór, pełen energii, wypełniony poczuciem wdzięczności.

Mam kilka zdjęć, które chce opublikować w mediach społecznościowych. Słońce tryska promieniami z ilustracji dobrze spędzonego dnia. Enter. Ilości wyświetleń piętrzą się, każdy daje „lajka”, bo moje treści są społecznie akceptowalne, uśmiechnięte twarze wprowadzają optymizm. Połączyłem się z wirtualnym, równoległym światem. Oddałem część swoich wspomnień…no właśnie, komu je oddałem?

I tu rodzi się problem, a raczej rodzi się bańka świadomości, że oto dzielę się swoim światem, swoim szczęściem. W sumie napompowałem tylko balonik o nazwie: ego. Jak się okazuje po obejrzeniu filmu „The Social Dilemma” jestem w wielkim błędzie. Niby wiedziałem o tym, że w sieci istnieją algorytmy, ale bagatelizowałem to. Algorytmy w bezwzględny sposób ustawiają publikowane przez nas treści niczym indeksy na giełdzie. Za lustrem weneckim siedzi maszyna, której nadrzędnym hasłem jest: zysk.

Dawno temu obejrzałem inny, znakomity film: „The Truman Show” z 1998 roku. Reżyser Peter Weir pokazuje w tym filmie fantastyczną wizję manipulacji człowiekiem, umieszczonym w bańce. To był film z gatunku science fiction. Upłynęło ponad 20 lat od tamtej ekranizacji. Fikcja stała się rzeczywistością. Internet zdominował świat, żyjemy w kulturze obrazkowej, media społecznościowe przejęły funkcje zwierciadeł w których się przeglądamy. Do czasu są to tylko komunikatory, służące dobrym celom, potem zaczyna się „ubóstwianie” błękitnego świata, który niczym maszyna Black Jack, zawsze coś intrygującego pokaże. Zatarta jest granica między dobrem, a złem. Szybko stajemy się uzależnieni, opleceni w realu siecią, zbędnymi informacjami, śmieciami.

Wiecie co? Musimy bronić się przed zabieraniem wolności, wpływaniem na podświadomość, a tak naprawdę okradaniem nas z najcenniejszej rzeczy jaką mamy: czasu naszego życia.

Zacytuje zdanie z filmu „The Social Dilemma”: „(…) żyjemy w świecie, w którym drzewo czy wieloryb są więcej warte kiedy są martwe”.

Straszne, prawda? Niestety dużo w tym prawdy. Wyłączam komputer. Enter. Idę w góry, tam jest prawdziwe życie. A ty co wybierasz?

Tekst i zdjęcia: Jakub Brzosko

Autor(ka):

Może też Cię zainteresuje: