Nigdy

Lata spędzone w Tatrach. Tysiące czy już miliony kilometrów pokonane w górach? To nieistotne. Ważna jest w nich obecność. Wtedy zatraca się czas i przestrzeń. One są źródłem wiecznej młodości. A widoki? No cóż, one mieszkają tuż za progiem powiek. Na zawsze. 

Jest taki napis na ścianie Starego Cmentarza na Pęksowym Brzyzku „Ojczyzna to ziemia i groby – narody tracąc pamięć, tracą życie”. Myślę, że to genialny temat na maturalną rozprawkę, ale patrząc przez pryzmat Tatr, mam wrażenie, że unosimy nieustannie jakiś niepojęty ogień, znicz pokoleń, jakąś sztafetę odkrywców, i ciągle na nowo odkrywamy Tatry, po swojemu. A przede wszystkim pamiętamy. O tych, co przyszli w te góry i o tych, co odeszli w tych górach. Dużo tych narodzin i odejść w górach. Każdy z tych procesów to jakieś katharsis. Energia tych osób pozostaje i jest jak tlen dla płomienia pamięci. Generalnie w górach jest wszystko jakieś „naj”. Tutaj ważności nabierają proste gesty.

Jak pięknie głosi Paweł Pawlica, mój serdeczny kolega, biegacz górski: „Każdy krok niesie pokój” – dołączam się do jego pochwały życia. Każdy odnajduje swój rytm w górach, swoje tempo, widzi te góry na swój sposób, są one zapisaną księgą wspomnień. Nawet jeśli się idzie „setny” raz na Hale Gąsienicową. Patrząc z Karczmiska (na załączonej fotografii) na panoramę szczytów, mrużę oczy i przypominam sobie, gdy będąc nastolatkiem spałem w październiku na przełęczy Krzyżne w płachcie biwakowej. Nie zapomnę nigdy tamtej chmury gwiazd nad głową, ciszy oraz pokrytych pierwszym śniegiem sztyletów gór, jakie wbijały się w czarną noc. Nie zapomnę pierwszego w życiu lotu na długiej linie pod śmigłowcem ze środkowego Żeberka na Granatach z instruktorem ratownictwa Józefem Gąsienicą-Józkowym. Jego spokój i charyzma w jakim ogromnym kontraście były do mojego lęku i braku doświadczenia. Nie zapomnę smaku walki podczas Memoriału Piotra Malinowskiego rozgrywanego w wysokogórskim rejonie nad Halą Gąsienicową. Nie zapomnę dźwięków radości gdy świętowaliśmy z przyjaciółmi koniec sezonu skiturowego w schronisku Murowaniec. Nie zapomnę nigdy gdy spadałem z lawiną na Świnicy i widziałem cień kosy przeznaczenia. Nie zapomnę słodko-kwaśnego smaku w ustach, gdy myślałem, że to „już koniec”. Nie zapomnę cudownego poczucia odnalezienia się ponownie w tym życiu. Nigdy.

Hej, z górskim pozdrowieniem!

Jakub Brzosko, wysokogórski przewodnik tatrzański

Fot. Jakub Brzosko

Autor(ka):

Może też Cię zainteresuje: