Dziś nikt już nie szuka kwiatu paproci. Puszczanie wianków zastąpiły portale randkowe, ogniska – sielski grill. Nawet skarb można znaleźć kilka razy w tygodniu w kolekturach lotto. Zanim jednak wszystko stało się proste, noc świętojańska była pod Tatrami jedną z najważniejszych dat magicznych w roku.
Noc świętojańska przypada z 23/24 czerwca. Często mylona jest z Nocą Kupały, która obchodzona jest raptem dwie noce wcześniej. Wszystko przez wielowiekowe zabiegi władz kościelnych, by pogańskim wierzeniom związanym z najkrótszą nocą w roku nadać chrześcijańską symbolikę. I choć w XV wieku wydawało się, że tradycja sobótki została raz na zawsze wypleniona, wraz z nastaniem renesansu znów się odrodziła. Co ciekawe, na Podhalu niemal od zawsze magiczną nocą była wigilia Św. Jana.
Kwiat paproci i skarby
To właśnie tej nocy zakwitał kwiat paproci. Trzeba było go zerwać punktualnie o północy, strącając na rozpostartą pod krzakiem płachtę, najlepiej obrus z ołtarza. Na poszukiwania magicznego kwiatu należało wyruszyć nago (ewentualnie z przepaską z gałązek bylicy), a gdy wyprawa zakończyła się powodzeniem – wrócić do domu w milczeniu. Wierzono, że temu, komu uda się ta sztuka, sprzyjać będzie szczęście. Posiądzie też nadprzyrodzoną mądrość, zwłaszcza o tym, gdzie w górach ukryte są skarby i jak je wydobyć. Trzeba pamiętać, że była to jedna z czterech nocy w ciągu roku, gdy skarby ukryte przez zbójników same wychodziły z ziemi, a strzegące ich złe duchy traciły moc.
Bez kobiet w szałasach
Nocy świętojańskiej ze szczególną niecierpliwością wyczekiwano w bacowskich szałasach. Od wiosennego redyku, czyli wyruszenia ze stadem owiec na hale, bacę i juhasów przez dwa miesiące obowiązywała wstrzemięźliwość seksualna. W przeciwnym razie owce mogły stracić mleko. W dniu Św. Jana kobiety i dziewczęta po raz pierwszy mogły przyjść na halę. Tajemnicą zapewne zostanie, czy przyniosły ze sobą wspomniane już ziele bylicy, które miało wzniecić uczucie wybranka.
By watra nie zgasła
Noc świętojańska była też czasem, gdy palono ogniska, wokół których tańczono, a co zwinniejsi skakali przez płomienie. Ogień miał szczególne znaczenie w tradycji pasterskiej. Watra miała płonąć bez przerwy przez cały sezon wypasowy, chroniąc ludzi i stado przed chorobami i czarami. Nie można było nawet kląć w jej pobliżu. Jeśli zgasła przed 24 czerwca, zwiastowało to wyjątkowe nieszczęścia i nieudany wypas, a baca tracił szacunek.
Po co to wszystko
Życie na Podhalu nie było proste. Surowy klimat, trudne warunki terenowe, krótki okres wegetacji i kapryśna pogoda zagrażały zbiorom. Jeśli coś poszło nie tak, całym rodzinom groził długotrwały głód. Do tego dzikie zwierzęta, czyhające na stada. Im trudniejsze warunki życia, tym bardziej rozwinięte czynności magiczne, które miały chronić i zapewnić pomyślność. To właśnie dlatego tak wiele magicznych praktyk przetrwało na terenie gór aż do XX wieku.
Korzystałam z książki „Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich” U. Janickiej-Krzywdy i K. Ceklarz