Non omnis moriar

W ostatnim felietonie pisałem w Zakoplanie o miejscach w Tatrach, które „mówią”, z którymi wiąże się jakaś specjalna historia czy wspomnienia. Napisałem wtedy o Żlebie Marcinowskich opadającym niedaleko tras narciarskich pomiędzy Kasprowym Wierchem a Halą Kondratową. Nota bene takich miejsc jest mnóstwo, i w tym także tkwi siła, magia i piękno Tatr, że możemy te góry ciągle na nowo zapisywać i odczytywać.

Ostatnie wydarzenia z minionego miesiąca nie pozostawiają mnie obojętnym. Zginęło w lawinach sporo osób, w różnych miejscach, w różnych okolicznościach, jednak dla mnie symboliczny wypadek zdarzył się na wschodnich stokach Małego Kościelca 2 lutego. Znawcom Tatr to miejsce jest nieobce, gdyż 8 lutego 1909 roku zginął tam w lawinie śnieżnej Mieczysław Karłowicz. Teraz, niemal dokładnie 114 lat po śmierci wybitnego kompozytora, fotografa, ale i zapalonego tatrofila, ginie kolejny człowiek (zmarł w szpitalu).

Choć akcja TOPR była wręcz błyskawiczna i wielkie słowa uznania dla ratowników (odkopanie nastąpiło po 35 minutach; zupełnie inaczej niż u Karłowicza, którego odnaleziono aż po 3 dniach), to lawina niestety znowu zgarnęła śmiertelne żniwo. Kiedy zginął Karłowicz, wiedza na temat lawin była zerowa. Obecnie systemy prognozowania zagrożenia lawinowego są niezwykle zaawansowane, lawinowy sprzęt jest niezwykle precyzyjny, przepływ informacji jest gigantyczny, odbywa się mnóstwo szkoleń prewencyjnych, uczących bezpiecznego poruszania się po górach… a jednak znowu ginie człowiek (pomimo informacji TOPR aby nie wychodzić powyżej schronisk). Niemal w tym samym miejscu co kiedyś Karłowicz.

Nie chce wdawać się w analizę tego wypadku, jednak jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że w tych dwóch przypadkach lawinowych, została uśpiona czujność. Bo latem przecież szlak z Hali Gąsienicowej do Czarnego Stawu Gąsienicowego to raptem półgodzinna, nietrudna wycieczka, do uroczego miejsca z urzekającą panoramą na Orlą Perć. Jednak zimą nawet ten wydawałoby się banalny szlak, jest narażony na lawiny schodzące wschodnimi stokami Małego Kościelca.

Ciężko, aby zimą w każdej dolinie, u podnóży ścian istniały tablice informacyjne o zagrożeniu lawinowym. One i tak są u wylotów dolin tatrzańskich. Istnieje także znakomite źródło wiedzy pod adresem: lawiny.topr.pl. Ale chyba tyle wystarczy? W innym razie dzikie (czy wciąż dzikie?) góry stałyby się placykiem manewrowym dla nieroztropnych turystów. A przecież nie o to chodzi. Ważne abyśmy świadomie w góry ruszali, pamiętając, że Tatry to góry typu alpejskiego, a nie jakieś „górki”. Tutaj tatrzański żywioł dyktuje warunki, i to my mamy się do nich dopasować. Traktujmy Tatry jak kiedyś mówił generał Mariusz Zaruski (przyjaciel Mieczysława Karłowicza, który nota bene po jego śmierci powołał do istnienia TOPR): „Wchodź w Tatry, jakbyś wchodził do świątyni”.

Hej, z górskim pozdrowieniem

Jakub Brzosko

Wysokogórski przewodnik tatrzański

Autor(ka):

Może też Cię zainteresuje: