Szczęście

Dobrze jest je mieć, generalnie zawsze. Nie tylko w górach, choć w nich ze zdwojoną siłą odczuwamy jakąś nadprzyrodzoną siłę, która nam pomogła wyjść z opresji, pokonać trudy, uciec przed burzą, czy dotrzeć bezpiecznie do schroniska, aby napić się w nim gorącej herbaty. Mówimy wtedy w emocjach i spontanicznie „Ale miałem szczęście”. Jednak z biegiem lat co raz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że szczęściu trzeba pomagać.

Przyjaciel kiedyś mi powiedział: „Szczęście sprzyja lepiej przygotowanym”. I przyznaję mu racje. W innym razie zasada stosowana w górach „Eee jakoś to będzie” jest tylko i wyłącznie ignorancją górskich niebezpieczeństw. Często słyszę beztrosko wypowiadane zdanie, że ktoś był latem wiele razy na przykład na Zawracie i dlatego musi mu się udać także zimą. Wcale nie musi. Jeśli do tego delikwent nie ma zimowego sprzętu turystycznego ani umiejętności posługiwania się nim. A co najgorsze, pociąga za sobą innych, którzy ślepo wierząc w jego słowa wpadają w poważne tarapaty, kończące się nieraz śmiertelnymi obrażeniami po upadku czy poślizgnięciu na śniegu. Nie wolno ufać takim „mędrkom”. Trzeba samemu nauczyć się gór, być świadomym tego na co mnie stać, czy pogoda jest pewna, oraz jaki jest mój poziom wytrenowania.

Krzysztof zadzwonił do mnie wieczorem ze schroniska nad Morskim Okiem. Spytał czy możemy pójść na Mnicha następnego dnia. Po szybkiej zmianie planów (logistyka to musi być zawsze mocna strona przewodników), potwierdziłem swoją dostępność. Spytałem o jego górskie doświadczenie. Odpowiedział, że dużo chodzi po górach, był także na Orlej Perci. Następnego dnia rano gdy dotarłem nad Morskie Oko zweryfikowałem jego opis. Wszystko się zgadzało, nawet był w lepszej formie niż go sobie wyobrażałem. Podczas podejścia żółtym szlakiem w stronę Dolinki za Mnichem, sporo rozmawialiśmy. Przyznał się, że dzień wcześniej próbował wejść na Rysy, ale odpuścił. Stwierdził jak jest niebezpiecznie, że zalega twardy śnieg. I pomimo tego, że był już na nich latem, nie zdecydował się. Zatrzymaliśmy się wtedy. Bardzo go pochwaliłem za jego rozważną decyzje i analizowaliśmy strome, północne zerwy Rysów z charakterystyczną długą i złowrogo wyglądającą „rysą” w której wciąż zalega pełno śniegu (myślę, że nawet do sierpnia może się on miejscami tam utrzymać). Poszliśmy dalej. W trakcie rozmowy opowiadał mi o swoich bogatych doświadczeniach, pasjach i marzeniach. Powiedział, że ma 67 lat i wśród jego celów jest 100 kilometrowy przelot na paralotni. Ma już za sobą lot na dystansie 60 kilometrów. Opowiadał mi o tym jak przemierzał północną granice Polski. Z emocjami opowiadał o Marszu Śledzia przez Zatokę Pucką. Wciągnął mnie swoimi opowieściami na temat Muzeum Kolejnictwa jakie chciałby prowadzić. A potem już związaliśmy się liną. Szedł bardzo sprawnie, aktywnie uczestnicząc w naszej wspinaczce. Kiedy asekurowałem go podczas wchodzenia na szczyt Mnicha, zobaczyłem w jego oczach szczęście. Był dobrze przygotowany do tego wyjścia. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. To był zaszczyt mogąc przeżywać to szczęście razem z nim. Podobno dopiero wtedy szczęście smakuje najlepiej gdy się je dzieli z drugim człowiekiem. Zatem udanych i bezpiecznych, wspólnych wypraw w góry!

Fot. Jakub Brzosko

Z górskim pozdrowieniem, hej!

Jakub Brzosko

Wysokogórski przewodnik tatrzański

Autor(ka):

Może też Cię zainteresuje: