Verglas

Słowo „verglas” pochodzi z języka francuskiego i oznacza ni mniej ni więcej: gołoledź. Czym takie zjawisko jest na miejskich chodnikach można sobie wyobrazić (pewnie każdy tego doświadczył), ale w górach jest to śmiertelna pułapka.

Spójrzmy nieco wstecz jak wyglądała jesień tego roku w Tatrach. Wrzesień zamiast obfitować w szereg licznych, pięknych i słonecznych dni, był zaskakująco zimny, deszczowy, a nawet śnieżny. Do tego stopnia, że TOPR ogłosił pierwszy stopień lawinowy. Te wrześniowe śniegi, przy jednoczesnych ujemnych temperaturach, zalegające szczególnie na północnych wystawach, zostaną prawdopodobnie już do zimy. Niestety, w ostatnich paru miesiącach miała miejsce jakaś fatalna seria wypadków –  wspominając choćby nieodżałowanego przewodnika wysokogórskiego IVBV, ratownika GOPR – Andrzeja Sokołowskiego, który wraz z żoną zginął u stóp słowackiego Staroleśnego Szczytu 21 września w… lawinie śnieżnej (!).

Późniejszy okres (wrzesień/październik) także obfitował w szereg smutnych historii, których powodem były poślizgnięcia czy ześlizgnięcia, po twardym śniegu, lodzie, czy właśnie po verglasie… No właśnie, czym jest owo zjawisko w górach? Ano bardzo niebezpieczną warstwą cienkiego lodu pokrywającego skały. Z oddali można nawet mieć złudzenie, że szlak czy teren po którym chcemy iść nadaje się do wędrówki, lecz śmiertelnie niebezpieczna warstwa przeźroczystego lodu pokrywającego skały szybko zweryfikuje pokładane w nich zaufanie. Wystarczy skrawek terenu pokryty takim verglasem, aby w miejscu eksponowanym stracić równowagę i runąć w przepaść.

Fot. archiwum Jakuba Brzosko

Poruszanie się w rakach jest niezwykle trudne w takim terenie, chociaż tak naprawdę jest jedyną formą bezpiecznego przemieszczania się. Niestety czekana raczej nie uda się nam wbić w taką strukturę – jest zbyt cienka i krucha, ale i tak musimy go posiadać, gdyż jeśli z verglasu wejdziemy na pola twardego śniegu, jedynie szybkie wyhamowanie czekanem uchroni nas przed przykrymi konsekwencjami. Tak czy inaczej, chodzenie po verglasie przypomina bardziej „skradanie się” niż spokojne wędrowanie.

Od początków zimowej eksploracji Tatr szereg ludzi śnieg traktowało zbyt lekceważąco. „(…) W sierpniu 1912 roku dwaj prascy studenci, schodząc z Rysów, postanowili skrócić drogę i zjechać na butach po śniegu zalegającym stromy żleb. W krótkim czasie nabrali pędu, nad którym w żaden sposób nie mogli już zapanować. Wyniosło ich na piargi. Ratownicy Pogotowia przydźwigali ich ciała do schroniska (…)” – czytamy w książce „W stronę Pysznej”. To tylko jedna z wielu powtarzających się w Tatrach historii. Jesień w wyższych rejonach gór to pora zdradliwa, nie tylko z powodu krótkiego dnia, ale także bardzo trudnych warunków terenowo – pogodowych. Pamiętajmy o tym. Czasami lepiej zostać w domu lub iść tylko i wyłącznie pod opieką doświadczonego przewodnika wysokogórskiego, który pomoże dobrać cel do aktualnych warunków i bezpiecznie nas przeprowadzi przez góry.

Z górskim pozdrowieniem, hej!

Wysokogórski przewodnik tatrzański

Jakub Brzosko

Autor(ka):

Może też Cię zainteresuje: