Wywiad: Marek Wrona. Rozmowy Istotne

Jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w Teatrze Witkacego w Zakopanem. Wspaniały aktor, nadający swoim rolom wyjątkowego charakteru, obdarzony intrygującym głosem. W mojej pamięci zapadły role z „Bezimiennego dzieła” oraz „Na przełęczy”, a także dwa utwory jakie śpiewa: „Pieśń Abelone” i „Polska hagiografia”. O istocie teatru w czasach pandemii rozmawiam z absolwentem krakowskiej PWST Markiem Wroną.

Marek, jak to jest grać do szklanego ekranu? To chyba zaprzecza idei teatru?

To prawda, istotą gry w teatrze jest interakcja, rodzaj dialogu z widzem, wymiana energii, jaka się rozgrywa gdzieś, w tej ulotnej przestrzeni między aktorem, sceną i widzami. Jeśli tego nie ma, jesteśmy, jako aktorzy odarci z tej subtelnej tkanki, która nas stymuluje i napędza. Wszystko się spłaszcza. 

Marek Wrona, aktor Teatru Witkacy w Zakopanem
Fot. Iwona Toporowska

No właśnie, wyobrażam sobie, że moment tuż po zakończeniu spektaklu to bardzo ważna chwila dla aktorów teatralnych?

Dokładnie tak jest, to specyficzny moment, w którym scalamy się na nowo, cieszymy się wspólnotą, czasem świętujemy, możemy w emocjach przegadać, co się działo w spektaklu. Bywa zabawnie. Kiedy się gra w transmisji online, nie do końca wiesz „jak było”, nie ma odbicia. Może pojawić się element pustki.

Czy trudno się gra do kamery?

Wiesz, to jest inaczej niż w filmie, w którym można zrobić 10 dubli, tutaj gramy „na żywo”, pojawia się stres i pytanie bez odpowiedzi „Ok, ale jak z odbiorem?”. Szef Andrzej Dziuk prosił nas abyśmy tak grali, aby widz poczuł się jakbyśmy byli u niego w domu. To wymaga trochę innych środków, jest inne od tego, co robiliśmy do tej pory.

No właśnie, jak się odnajdujecie w tej nowej roli?

Pomysł Dyrektora Andrzeja Dziuka był taki, abyśmy spróbowali z jednym spektaklem latem zeszłego roku. Zagraliśmy „Człapówki” i odbiór był znakomity. Do chwili obecnej zrealizowaliśmy już sporo przedstawień. Plusem tej sytuacji jest szerszy odbiór naszej sztuki. Spektakle, które może obejrzeć jednorazowo najwyżej kilkadziesiąt osób,  poprzez transmisję streamingową, obejrzało kilkakrotnie więcej. 

Czy wyobrażasz sobie, że tak już zostanie na zawsze?

To jest nie do wyobrażenia. Tego typu teatr on-line to namiastka “teatru żywego”. To jak jedzenie lodów przez szybę, czy jak zdobywanie góry palcem na mapie. Jest to nasza pasja, ale i źródło dochodu więc zmuszeni jesteśmy to robić, ale na dłuższą metę to będzie śmierć teatru… Gra i komunikowanie się teatrem z widzami przez internet pozostawia ogromny niedosyt.

Marek Wrona, aktor Teatru Witkacy w Zakopanem
Fot. Iwona Toporowska

Marek, grasz w Teatrze Witkacego już ponad 25 lat – jakie byś wymienił najważniejsze role w tym okresie?

To trudne pytanie. Miałem dużo gry. Ponad 50 tytułów. Lubiłem rolę Aleksandra w spektaklu „Pif, Paf, Puf!”, dobrze wspominam rolę Hansa Castorpa w „Czarodziejskiej górze”, lubię swoją rolę Ludwika Pavrisa z „Metafizyki dwugłowego cielęcia”. Jest ich na pewno więcej.

Życzę Ci i nam wszystkim abyśmy wkrótce mogli się spotkać w teatrze na żywo, bo nie wyobrażam sobie Zakopanego bez Teatru Witkacego i możliwości przekraczania magicznej krainy istniejącej za teatralnym progiem.

Dzięki!

Autor(ka):

Może też Cię zainteresuje: